Jump to content

hanbei

+Premium Members
  • Posts

    151
  • Joined

  • Last visited

Everything posted by hanbei

  1. Karol, ja naprawde nie mam zamiaru sie wypowiadac szczerzej na tym forum, ani na fejsie. Zatrzymaj swoje zdanie dla siebie, jesli nie znasz szczegolow, bo to tylko nakreca sprawe. Przypomnij sobie, jak wycofales sie na zauwazalny dystans z zabawy - miales jedna czy dwie takie przerwy. Ogolnikowa Twoja odpowiedz na dlaczego brzmiala "ze za duzo plotek rozpowszechnia sie wsrod spolecznosci". I to uwazasz za powod? Wow. Chcesz mi wejsc na ambicje emocjonalna, sugerujac, ze zywie slepa nienawisc? Daruj sobie, mam wrazenie, ze nie wiesz, o czym mowisz (a slowem nienawisc nie szafowalbym bez powodu). Ciebie zmeczyly plotki, a ja nie mam nic lepszego do roboty, niz akceptowanie dosylania regularnie mnie czy innym osobom opowiastek o mnie, pomowien, grozb, maili z zawartoscia, ktora mnie szantazuje i donosow do HQ? Sorry, ale gdzie Ty zyjesz? Mam patrzec, jak sie jeden czlowiek w imieniu innego wybiera do Ministerstwa Sportu i Turystyki i mnie dyskredytuje? Ministerstwo dzwoni samo do mnie, by mnie o tym poinformowac. I co, powiedziec sobie "dziecinada, nie bede sie tym przejmowal". Usune sie w cien, bo dla mnie to zabawa a dla innych chyba juz kwestia ambicji - moze dadza mi wtedy spokoj. To jest w Twoim przekonaniu co, jesli nie chorobliwa niechec? I jak to stoi do tego, jak Ty potraktowales zaledwie plotki? Wyobraz sobie, ze juz nie "wiele osob" a duza czesc spolecznosci jest tym zniesmaczona, bo widza w tym przeblyski jak sami zostali potraktowani. I nie chodzi tylko o konkretne osoby, ale o zaangazowanie wiekszych grup lokalnych graczy. W zeszlym roku w takich zagrywkach zostaly uwalone dwie duze geocacherskie imprezy. Co z zaangazowaniem tych osob? Bylo Ci wygodnie napisac na fejsie, ze "nie musimy sie nakrecac na mega, bo Twoim zdaniem nie ma na razie nikogo, kto realnie by taka impreze w Polsce wsparl finansowo". A moze jednak takie podmioty byly? Mnie to spotkalo i spotkalo grupe geocacherow z Krakowa. Zerknij, kto wtedy lajknal jako pierwszy Twoja wypowiedz (ja zrobilem to z ironii, ale nie bylem jedynym lajkujacym). Ciesze sie, ze Twoj sad jest w Nyonie i ze dobrze Ci idzie zawodowo. Nie zapomnij przypadkiem tego starego powiedzenia "zes znad Wisly, zes Polak, mieszkaniec Europy". Zobowiazuje Cie to, mysle, w swietle tego, co kiedys bardzo ujmujaco powiedziales, gdy dyskutowalismy luzno o wielu sprawach z Mikolajem - pamietasz? To bardzo kiepski zart z tym Nyonem. Nie sugeruj sie tym, ze jak juz tam mieszkasz, to zlapales pana Boga za palec. Ja zylem i mieszkalem w Szwajcarii piec lat, i zrobilem tam troche wiecej niz Ty. A pracowalem nie dla organizacji, ktora ma bajeczne sumy do dyspozycji, i ktora daje Ci z gory okreslone zadania, bo raczej nie tworzysz nowych strategii FIFA. Dzialalem na wolnym rynku. Bylem wiceszefem w sredniej wielkosci firmie (miala okolo 30 pracownikow) i wspoltworzylem cos, dzieku czemu ta firma z odpowiednika Spolka Z.o.o. przeobrazila sie w spolke akcyjna (szwajcarskie okreslenie AG). Gdyby nie rak, nigdy nie wrocilbym do Niemiec i na pewno nie znalazl sie w Polsce. Zeby bylo smiesznie , bo tez pokazuje, ze moja duza doza idealizmu w dzialaniu nie jest pisana od wczoraj: pracowalo w tej firmie wielu obcokrajowcow, zlecenia mielismy bowiem w wiekszosci poza Szwajcaria. Tacy pracownicy byli wiec dla nas papierowo wygodniejsi, nie trezba bylo dla nich gory swistkow, gdy pracowali na terenie UE. Bylo tam dwoch Polakow, ktorzy byli bardzo kiepsko traktowani. W ich obronie i obronie praw pozostalych pracownikow postawilem moj kontrakt. Poniewaz byl - dla firmy, nie dla mnie - wart milionowe wielkosci, sytuacja tych pracownikow sie wyraznie poprawila. A mnie jakos nikt nie zwolnil. Zaczynanie od informacji, gdzie ma sie sad, tchnie lekko zachlysnieciem sie Zachodem. Popracuj i pozyj tam troche, a zobaczysz, uznanie przyjdzie "z automatu". Chcesz konkretnych osob, prosze bardzo. Nie powiedzialem nigdy jednego krytycznego slowa o Galicianie, ktorego uwazam za reviewerski wzor. Nie tylko w Polsce. Znam wiecej revow osobiscie, niz tylko tych polskich pieciu. Ani o Tobie - poniewaz jestes jeszcze za swiezy w tej funkcji, by cokolwiek mozna bylo krytykowac. Pozostali trzej panowie dolozyli sie powaznie do tego co zaszlo. Dwoch z nich traktuje regulamin gry jak i reviewerowania bardzo selektywnie. Nie interesuje mnie, jak to Groundspeak tlumaczy - te zasady obowiazuja nas wszystkich, tak graczy, jak reviewerow. Jeden konkretny czlowiek poza tymi uchybieniami dopuszcza sie od dluzszego czasu bardzo kontrowersyjnych krokow wzgledem mnie. I jesli mysli, ze zawsze z innymi tak postepowal i tym zamykal i problem i im przyslowiowy dziob, to w moim przypadku to nie dziala - przynajmniej jak sie przesadzi. Zeby bylo jeszcze bardziej jasne - w moim zazaleniu o tych sprawach do HQ jest wyraznie napisane, ze nie rzadam zwolnienia zadnego z nich, ze zaakceptuje kazda decyzje, jaka HQ podejmie. Ba, ze wiem, ze robia - czyli i Ty - duzo wiecej niz ja. Skoro jestes takim Robin Hoodem w obronie wlasnej, szkoda, ze nie wstawiles sie za mna, jak mi Wroclawianin napisal, ze mnie zglosi do usuniecia z teamau revow, jesli jeszcze raz odwaze sie krytyke waszych wypowiedzi na forum GC. Zwrociliscie uwage, jak zalosnie to wyglada, gdy najpierw postowane jest jako rev, a chwile potem z konta prywatnego i w takim sensie, jakby sie nie wiedzialo, kto tym revem jest, ale za na pewno on ma racje? Przy jednej osobie zasugerowalem, ze w swietle powaznych konsekwecji jakie ponosza osoby trzecie, powinna byc zawieszona w roli reviewera - i nie chodzilo mi tu o "szefa wszystkich szefow" polskich reviewerow. Moje zdanie w tej kwestii wynikalo z prostej przeslanki: negatywne swiatlo pada na cala szostke, a ja dodatkowo otrzymywalem wiele maili, ktore z psychologicznego punktu widzenia byly dla mnie ciezarem. Bo Groundspeak na takie zarzuty milczy, a wspomniana trojka je ignoruje. Przy tym daje glowe, ze gdyby chodzilo o Skandynawie czy Niemcy, osoba ta dawno zostalaby usunieta. Nie pisz przypadkiem, ze nie musialem na takie maile zwracac uwagi. Nie dalej jak w ten weekend byl program w telewizji polskiej mowiacy o piractwie i ostatnim porwanym statku polskiego armatora. Byly tam wstawki wywiadu ze mna, materialu mieli na godzine, zostaly z tego dwa zdania. Miedzy innymi informacja, ze wraz z innymi uwolnilem ponad 140 osob z somalisjkiej niewoli. Co to ma wspolnego z nasza sprawa? Mialem czasem w nocy telefony od zaplakanych zon polskich oficerow nautycznych, ktore tracily nadzieje z calymi rodzinami, ze maz, syn, brat nie wroci do domu. I trwalo to nie dwa tygodnie ale czasem po pol roku. Robilem to gratisowo, bo uwazalem, ze moim zakichanym obowiazkiem jest pomoc bezinteresownie, jesli pomoc moge. Wiekszego wolontariatu nie ma. I chociaz w naszej grze o tak powaznych sytuacjach nie mowimy, to jednak sytaucje ocierajace sie o mobbing czy wykluczanie sa jak najbardziej problemem palacym. Nie potrafilem w takim momencie powiedziec "daj mi spokoj i zglos sie do HQ". Albo jak to kolokwialnie napisal jeden z tych obecnie smiertelnie wzburzonych "nie placa mi za to". Najglupsze jest to, ze ja te wypowiedzi mam na papierze, a pomimo tego, brnie sie w to dalej. Ja tez popelnilem bledy, ja tez tu i tam powiedzialem za duzo, albo unioslem sie. Ale bez przesady, nigdy nikogo nie wziolem na celownik jako wroga publicznego nr jeden. Dla sportu albo z glupoty. Moj problem jest taki, ze powiedzialem niejedno dobre slowo o waszej pracy, a krytyka trzymala sie problemow, jakie na dluzsza mete sie tu automatycznie pojawily i jeszcze pojawia. Poczekaj, az w Polsce bedzie okolo 100 tys keszy i sam zobaczysz, ze mialem racje. Wiec moze by sobie dac jednak spokoj z tym, ze oczernilem Ciebie i pozostalych? Cale to gadanie, jak bardzo te kilka osob z teamu, w jakim pracujesz jako wolontariusz, "cierpi" z racji dyskomfortu psychicznego, bo wywarto teraz na nich nacisk, wydaje mi sie smieszne w swietle kilku faktow. Mamy w miedzyczasie w naszym polskim srodowisku osoby, ktore sa pod opieka lekarska po tym, jak dlugoterminowo byly w tej grze traktowane, sa (a moze raczej byly) kobiety, ktore po bardzo kontrowersyjnych zagrywkach trwajacych miesiacami i bedacymi "dobrym zartem" wycofaly sie z gry. Przestaly chodzic na eventy, przestaly budowac kesze, przestaly organizowac wlasne eventy. Do dzis duzo osob jest swiecie przekonanych, ze byly reviewerkami i ze wykorzystywaly swoja wiedze miedzy innymi do zgarniania FTFow. Zarzucano je mailami, ktore byly nie tyle malo wybredne, co wulgarne. Gdzie byli ci bohaterowie wtedy? Jakis rok temu newsletter groundspeaka mowil o reviewerach, ze niby jestesmy warci uscisku dloni, objecia, bo sluzymy spolecznosci, jestesmy dla graczy, nie oni sa dla nas - by nas docieniac i szanowac. W swietle tego, co u nas dzieje sie od dawna, to farsa. "Fanklub" to bardzo zlosliwy przytyk, Karolu. I pokazuje glowie, ze pewnych rzeczy nie chce Ci sie dostrzegac. Skoro tak, zostaw zlosliwosc dla siebie. Gdyby Twoi wolontaryjni kumple poczekali jeszcze 3-4 miesiace, zrezygnowal bym sam i mieliby - swoj(!) - swiety spokoj. Obeszloby sie bez huku, bo to bylaby moja decyzja. A decyzje podjalem, bo gosc z Wroclawia kosztowal mnie zbyt wiele nerwow i, niestety, fan w tej zabawie. Ale jak widac, czuje sie wyrocznia absolutna i dlatego to wielkie "hallo" jest teraz wykrecane w strone tego, ze to ja je wywolalem. Jeszcze raz podkreslam, nikogo nie namawialem, nikogo nie podburzam. Jestem ta przyslowiowa kropla, ktora rozsadzila beczke niezadowolenia. Natomiast napisanie o tym, ze przestalem byc revem i ze dowiedzialem sie tego z fejsa, jest moim zakichanym prawem. Ta niesmaczna uwaga jest tym bardziej podbramkowa, ze zawiera chyba jakas dziecinna zazdrosc. Prosta pilka, badz mily dla innych, a oni odplaca Ci tym samym.
  2. Proszę, nie komentujcie tego, co się stało. Ja żegnam się z tą zabawą, nie byłoby fajnie, gdyby komuś z Was złamano gnat odpowiedzialny za fan w tej zabawie, jak to jest w moim przypadku. Gra grą, jednak nie zmienię swojego podejścia ani do obowiązującego mnie prawa - w kraju w którym żyję i dorastają moje dzieci, nie tej gry - ani ogólnych zasad, jak traktować ludzi wokół, wśród których się poruszam i żyję. To ostatnie wyniosłem z domu, ale ta lekcja ma długść własnego życia. Nie ja pierwszy z tego wychodzę, i pewnie nie ostatni. Po powrocie z wyjazdu z rodziną dokończę temat z groundspeakiem, w następnych, mam nadzieję, 2-3 tygodniach przekażę wszystkie moje kesze do adopcji (EC wylosowane w Olsztynie otrzymają oczywiście te osoby, które je wygrały). Ponieważ promowałem zabawę tak moim nazwiskiem jak i profesją, jestem także zobowiązany do pisemnego powiadomienia instytucji, z jakimi współpracowałem, co też uczynię. Na FB miałem okazję przypatrzeć się ostatnim podekscytowanym wypowiedziom jednej osoby, która widać myśli, że nie mam nic lepszego do roboty, tylko obmawiać, czy rzucać czymś tam w innych itd, inna z kolei pilnie była obecna by patrzeć, co się dzieje, ale głosu nie zabrała. Niestety, lubię się trzymać faktów. Nie skrytykowałem nic, co byłoby osobiste, a o formie obmawiania nie może być mowy. Chciałbym jednak zaznaczyć, że nagonka na mnie w działaniu, korespondencji, akcjach nasyłania innych w ramach jakiegoś sprawdzania mnie czy moich intencji, smsy czy maile do osób trzecich albo do mnie pisane w formie wymuszania, czy zastraszania na końcu nawet mnie, dość cierpliwego człowieka, przekonała o nie najlepszych intencjach tych, którzy to zainicjowali. W zabawie te osoby "wygrały", mam nadzieję, że satysfakcja jest po ich stronie. Ale jeśli forma tych działań przeniesie się na inne płaszczyzny, obojętne czy na tutejsze forum, na FB czy szkalowanie mnie gdzie indziej, spotkamy się w sądzie - naruszone zostały bowiem prawa dotyczące mojej osoby. Byłoby błędem uznać, że będę stał biernie i przyglądał, jak niszczona jest moja reputacja zawodowa i prywatna. Nie mam zamiaru z tymi osobami dyskutować czy polemizować. Oficjalny mail groundspeaka, w którym znalazłem co mi jest zarzucane, pokazuje na czyjej argumentacji to zostało oparte. Tym samym osoby te są dla mnie persona non grata. Uważanie, że mam cokolwiek do czynienia z falą oburzenia czy że ją zainicjowałem albo podkręcam, jest również błędem, ale przede wszystkim wypatrzoną percepcją. Mój przypadek przelał wyłącznie falę goryczy instrumentalnego traktowania pewnych spraw i wielu osób. Nie ja nad tym pracowałem. Moim jedynym punktem odniesienia w pracy reviewerskiej było nie zapomnienie o tym, że jestem takim samym geocacherem jak każdy z tych, z którymi korespondowałem przy publikacjach EC. Można to zawęzić do jednego zdania: traktuj innych, jak chciałbyś być sam traktowany. Był dwa przypadki, gdzie wypowiedziałem się ostrzej, ale dopero po tym, jak otrzymałem wiadomości, które przekroczyły granice więcej, niż tylko dobrego smaku. Nie przyszło mi jednak do głowy, by z tej racji "przykręcić komuś reviewerską śrubę". Wychodzę z założenia, że fala sympatii, podziękowań jaka teraz do mnie dochodzi, i za którą jestem bardzo wdzięczny, jest niczym innym, jak właśnie efektem tego, jak się zachowywałem. Bo geologia była tu drugorzędna. Nie ma więc sensu tworzyć teorii spiskowych. Was, pozostałą społeczność geocacherską, proszę o przemyślenie sprawy, by jednak nie stracić fanu z zabawy. Moim zdaniem Groundspeak niewiele zmieni, ja osobiście mam absolutnie dość, a Wy przede wszystkim powinniście się nadal dobrze bawić. To mój ostatni wpis na tym forum. Pozą grą nie znikam z tego świata (jeszcze), łatwo mnie znaleźć.
  3. Przeczytałem sobie cały ten wątek, newsy na jego temat dotarły do mnie nawet do szpitala (piszę podczas krótkiej przerwy z domu). Moim zdaniem trochę słuszności jest po stronie obydwu opcji, jakie reprezentujecie - tyle że niektóre argumenty są trochę niepoważne. To, że każdy może zalogować uczestnictwo w evencie, będąc na miejscu a nie robiąc czegoś, to tolerancyjny ukłon w stronę mniejszości; dziecka, osoby z jakimiś szczególnymi zchorzeniami, które czegoś nie mogą już w życiu robić czy osoby niepełnosprawnej. Rozgraniczam, bo znam przynajmniej jednego geokeszera w Polsce, który jest jak najbardziej bardzo aktywny, ale nie może sobie pozwolić nawet na nieopatrzne zeskoczenie z wysokości metra (przyznał mi to kiedyś, gdy poszedł zbierać kesze, z których wiele okazało się być poprzyczepianymi na 2.5 m wysokości na znakach drogowych. Z racji kontuzji, jaką wcześniej odniósł, były dla niego nieosiągalne. Mimo wszystko nie powinno się wychodzić z założenia, że proporcja jest odwracana, i nagle ze względu na jedną czy kilka osób nowa reguła obowiązuje wszystkich. Napisanie że robienie eventu z wchodzeniem na drzewo jest formą "pokazania jakim się jest za...szczym", to żaden argument, co najwyżej kiepski żart. Nie znam jednego "cięższego" eventu, którego owner postawiłby go na nogi, by innym coś udowadniać. Nie wierzę też, by ktoś logował eventy aby zebrać matrix. Nie znam takiej osoby w Polsce. To, że są kombinatorzy, trudno. Ogólnie znany jest przykład czeskiego geokeszera, który miał swego czasu ponad 25 tys zalogowanych keszy, a oficjalnie było mówione, że jak zjawia się w okolicy, znajduje jakąś tam ich część, logując wszystko, co jest w pobliżu. Ma wiele takich wirtualnie zalogowanych keszy w Polsce. Trudność uczestnictwa w evencie - chyba pierwszym takim eventem dla mnie jako odwiedzającego, był "Igloo Event" Toczygroszka - polega, moim zdaniem, na jakiejś umiejętności, którą trzeba się wykazać albo której uczy się pod okiem ownera. Co w tym złego? Ma to jak najbardziej sens. Moim zdaniem robienie z kąpania zimą w wodzie "jedynki" jest trochę nieodpowiedzialne. Nawet kupując odkurzacz, widzę w instrukcji informację, by pewnych części ciała nie wstawiać do niektórych jego otworów, gdy pracuje. Idąc na sztuczną ściankę, podpisuję deklarację, że będę się zachowywał według regulaminu i uwag osób nadzorujących. Proszę zwrócić uwagę, że gdy GSA podała pomysł biegu EC 5k, dostawiła do niego deklarację. Z prostej przyczyny, gdyby gdzieś na świecie pobiegł ktoś i dostał zawału, mógłby ich zasądzić. Każdy, kto chciał souvenir, musiał podpisać i wysłać deklarację. Kąpiel zimą na dworze, to trochę jak budowanie igloo. Dwudziestolatek może i wejść, i powinno się udać. Starsza osoba musi o pewnych rzeczach wiedzieć, ale dla niektórych taka przyjemność jest kwestią treningu. Mieszkając w Szwajcarii chodziłem z lokalsami zimą pływać w rzekach, które latem były chłodne, bo wypływały 50 km dalej z lodówców i osiągały max 17 stopni w sierpniu. Zimą ta woda potrafiła mieć 2-4°C. I może się zdarzyć, że przyjdzie ktoś, kto wejdzie do wody, a potem dostanie postrzał, zapalenie, albo nawet coś poważniejszego - i powie, sorry, ja się na tym nie znam, a trudność wynosiła 1, więc myślałem, że owner sugeruje iż to będzie łatwe, w zasadzie kwestią "odwagi". Dyskusja "po" może mieć częściowo tak niezrozumiałe dla innych argumenty, jak te przytoczone tu i uwdzie powyżej. I pytanie dlaczego nie może tego zalogować ktoś, kto stoi obok i z jakiejś przyczyny nie bierze sam w tym udziału? Może robi fajne zdjęcia, które potem wszystkich ucieszą? Na takiej samej podstawie można postawić pod znakiem zapytania event, który ma miejsce zimą na szczycie góry, gdzie może niespecjalnie trudno jest wejść (mówię o evencie, który chyba odbywa się regularnie, nie chodzi mi o Rysy), ale bez drogiej kurtki, spodni, butów górskich przystosowanych do warunków zimowych jest nieosiągalny. Czyli jest to event tylko dla lepiej usytuowanych? To samo jest z eventami knajpowymi: część ludzi pije tam herbatę, część piwo czy lampkę wina, a niby o akoholu jest też powiedziane, że w GC nie ma on miejsca. Wszystko jest kwestią zdrowego rozsądku. Wydaje mi się, że reviewer jest w stanie - wcześniej miało to miejsce - ocenić samemu, czy owner nie przesadził i tak stopień trudności jak terenu są odpowiednio ustawione. Ale wykasowanie wszystkiego na jedynkę pewien procent atrakcyjnych pomysłów i kreatywnych eventów wyklucza z życia. Ma to być McDonaldsem? Natomiast zdanie, że event ma służyć rozmowom o geocachingu, jest przeżytkiem z początków gry, eventulanie wykluczeniem sytuacji, gdzie tematem jest reklama czegokolwiek. Ale to wszystko, z rzeczywistością nie ma to nic wspólnego. Bo w końcu ta zabawa nie ma charakteru przynależności do PZPR, spotykamy się i rozmawiamy "tylko o jednym" - na eventy zawsze wybieram się ze względu na ludzi i wspólną przygodę lub pogadankę. Ale rozmawia się o życiu, pracy, książkach, filmach, kulturze, fotografii, dniu wczorajszym czy planach na kolejny weekend; po prostu o wszystkim, ale sam geocaching zaledwie "nadmienia". Czasem jest bowiem obecny jedynie w wymianie TB i geocoinów.
  4. A, to ten, co loguje EC bez wysyłania odpowiedzi! Słyszałem, że on masowo loguje "online", bez wybrania się do tych keszy. Te jego trzydzieści kół znalezień, to zdaje się jest całkiem spora ściema.
  5. Earthy są własnością intelektualną Geological Society of America, oficjalnie jest to program edukacyjny. Jakie souveniry i za co są przyznawane, ustala headquarter i Groundspeak - ani GSA ani reviewerzy earthcachowi nie mają na to żadnego wpływu. W styczniu rozmawialiśmy na ten temat, w gronie byli wszyscy; HQ, GSA i kilkunastu EC-revów. Poruszyłem ten temat, bo tak urodziny jak październik przypadają na zimną część roku, a jednak najwięcej geokeszerów jest na półkuli północnej. Nic z tego nie wyszło; sierpień jest zarezerwowany dla inicjatyw groundspeaka. Październikowe "wykrzykniki", jak ten bieg, czy International EarthCache Day są datowo związane z konferencjami, które podsumowują corocznie działalność GSA.
  6. Dyskusja nad moim eventem się w zasadzie skończyła. Byłem ostatnio znowu na południu, między innymi po to by zserwisować dwa zabrzańskie kesze. Czytam więc trochę z poślizgiem. Chyba odhaczam dalsze uczestnictwo w kwestii, dlaczego zrobiłem jak zrobiłem. Skomentowałem tylko parę spraw, które wydają mi się już takim lekkim szybowaniem od tematu. Poczytaj proszę uważnie, szkoda bowiem czasu na nadinterpretacje. Napisałem, że małżeństwo to było w Danii. Frankfurt nad Mainem jest w środkowych Niemczech. Droga z Kiel do Zabrza - na mojej mapie - prowadzi najprostszą nitką przez Berlin i Wrocław. Jeśli uważasz, że nie ma specjalnie kłopotu, by Mega przedłużyć z dnia do trzech czy dwóch, bo to w końcu pestka, w zasadzie tylko kwestia wpisu na stronie, ewentualnie że zchrzaniono frankfurcki event tym, że nie wolno było wnieść na stadion własnego jedzenia - prosta piłka: zorganizuj taki event sam. Może się okazać, że miasto czy gmina potwierdzi zwrot kosztów poniesionych przez Ciebie, ale dojdzie do tego dopiero po fakcie dokonanym (czyli po evencie) i że np każą Ci taką imprezę ubezpieczyć (tak było w moim przypadku). Może być i tak, że teamowi orga we Frankfurcie prawnik właściciela stadionu przypomniał, że może czegoś w ich umowie nie ma, i jeśli te kilka tysięcy osób wejdzie z takim jedzeniem i zostaną po tym jakieś śmieci, to orga może uiścić zapłatę za sprzątanie objektu. Nie znam sprawy, ale kruczków prawnych jest zawsze sporo. Moja umowa o zwrot kosztów liczy 5 stron A4, z groundspeakiem na poczet samej ikonki mega musiałem podpisać 6-stronicowy dokument. Osobiście na zwrot tych kosztów wciąż czekam. Zorientuj się, ile takie wspomniane przeze mnie ubezpieczenie kosztuje, zapłać, a potem zobaczysz, co się czuje, czytając tego rodzaju wpisy At StrykerPL, on 26 June 2014 - 05:09 AM, said: Na następnym evencie ktoś przekaże 10 logbooków, ogłosi, że to będą za tydzień kesze T5, ale już teraz możecie się wpisać i logować. To jest trochę ciągnięcie interpretacji nad tym "co się komu nie podobało" ad absurdum. Tym bardziej, że swego czasu wyraźnie pokazałem, że nie podobało mi się logowanie mojej Bird Line przez kolegów z Litwy, gdzie jeden został siłą wciągnięta liną do góry, a obok drzewa stała grupka nie robiąca nic. Niektórzy z nich starali się zalogować znalezienie "zza winkla" pół roku później. At Scout_RB: To co mnie dziwi, że nie masz obiekcji wytypowania kilku eventów i dopisku "ech..." (jakiego to faux pas dopuścili się organizatorzy tworząc atrakcję z tego czy tamtego), a z drugiej strony sam nie zrobiłeś żadnego eventu. Wśród ludzi morza jest takie powiedzenie, że "najmędrszymi kapitanami są zawsze ci, którzy stoją na brzegu". Wyśmiano tu również event Warszawski z "jazdą FTFową". Nie komentuję zdarzenia - uważam, że to job odpowiedzialnego za ten teren reviewera. I, jak to wielokrotnie pisał Silesian Reviewer czy jako gracz, Toczygroszek: robi się to za pomocą maili i PW. Być może, gdyby zagłębić się w detale, okazałoby się, że błędów było więcej, po, podkreślam, obydwu stronach (wiem, że to brzmi trochę tajemniczo, ale pewne osoby wiedzą, co mam na myśli) i dlatego sprawa się trochę rypła. Byłem na evencie, nie byłem na owym zbieraniu keszy. Gdybym wiedział, że zaistniała taka sytuacja, pewnie powiedziałbym coś na ten temat, ale delikatnie. Reviewerzy są po to, by wspierać, nie po to, by grać rolę policjanta, a już na pewno by walić linijką po łapach. Pamiętacie mój wpis - który jest przez admina dodany zdaje się do nie komentowalnego wątka - o FTFach dotyczących earthów. Czasami uwagi czy coś w rodzaju upomnień zdarza mi się wysłać bezpośrednio do danego geocachera, traktuję jednak całość jako sprawę delikatną. Dlatego uważam za absolutnie niestosowne, by w ten sposób wylinkowywać tak event, jak założycieli - z których jedno jest dzieckiem(!) w tak prześmiewczy sposób - nie róbcie proszę z GC czegoś na wzór średniowiecznego łamania kołem i nie stwarzajcie okazji, by z niektórych graczy zrobić popychadeł dla innych. Akurat teraz toczy się sprawa wyboru dwóch kolejnych reviewerów earthcachowych dla Polski i jedna z osób wytypowanych przeze mnie do tej pracy ma poważne obiekcje przed jej przyjęciem - tylko i wyłącznie ze względu na to, co zaczyna się wyrabiać w scenie warszawskiej.
  7. Jest dyskretna różnica między eventem geocachingowym a meczem piłki nożnej Idea gry kręci się wokół fanu, turystyki, bycia "na dworze", przebywania ze znajomymi, przyjaciółmi czy rodziną. Rywalizacji to ja szukałem w dojo albo w wojsku. Wiem co oznacza FTF, dzięki, ale taka argumentacje kojarzy mi się raczej z "fubar". A wymagać od kogoś, by brał tydzień urlopu na złapanie FTFa w Polsce jest niepoważne, serio. Napisało do mnie trzy dni przed eventem małżeństwo, które w sobotę było na konferencji w Danii, czy jeśli dojadą w niedzielę rano, będą się mogli wpisać do logbooka i zalogować bycie na evencie. Zgodziłem się, zrobili w jedną stronę 1500 km podczas gdy my się bawiliśmy. Spotkałem ich, oraz Tomek "Plomba", w niedzielę rano. Byli w kopalni, pokeszowali. Było to dobrym rozwiązaniem, czy miałem im napisać, żeby spadali?
  8. Sorry, że się dotąd nie odzywałem, ale wciąż staram się odespać ostatnie tygodnie przygotowań. Poza tym jestem sam z dziećmi, a kończy się rok szkolny, więc mam parę dodatkowych spraw na głowie... No więc, jak to sobie wydedukowałem z tymi FTFami zabrzańskimi. Miałem na myśli nie tylko earthy ale i tradycyjne kesze powstałe z konta "sztygar.z.guido". Dlaczego? Uważam, że ja jestem gospodarzem eventu, ale jeśli mamy event międzynarodowy, to my, jako polska społeczność, jesteśmy jednocześnie zbiorowym gospodarzem. A gospodarz, podobno, winien okazać gościnność. Wśród zagraniczniaków było kilka osób, które miały ochotę na FTFy i sami łowią je w myśl ogólnej zasady. Ale: czy mieli wyjechać w poniedziałek, by załapać się choć na jednego? Z zeszłego roku z Górzna wiemy, że w ferworze walki były osoby, które kosiły wszystko, jak leciało. Czy nie byłoby fajnie pozostawić coś dla innych, o tym nikt nie pomyślał. Dla mnie, przyznam się, idea FTFa jest kontrowersyjna, bo jeśli zdobędę jakiś wysoki badgen w tej kategorii, to tak naprawdę pasożytuję na innych. Czy ktoś stawia 50, 100, 200 keszy tylko po to by kilka osób miało z tego fan? To nie Groundspeak funduje te "medaliki" a gracz zakładający kesze. Mój pierwszy pomysł był taki, by wszystkie kesze odpalić w sobotę rano. Komplikowałoby to frekwencję na wykładach i same zjazdy do kopalni, więc zostało to podzielone. Dodatkowo kilku graczy - którzy wsparli mnie również pracą - prosiło o wcześniejsze publikacje, bo mieli już być na miejscu. Nie da się jednak ukryć, że wszystkie te kesze zostały postawione nie po to, by w Zabrzu było więcej skrzynek, bo tak jest fajnie, tylko były to kesze na ten konkretny event. Gdyby event oparł się o 5 earthów, przyjechałoby na niego 25 osób. Przy tym i earthy kopalniane są niezupełnie takie, jakie powinny być, bo jest ich kilka i są dość monotematyczne. Uwzględniają częściowo pytania, których gdzie indziej bym raczej jako reviewer nie uznał. Ale nie zrobiłem tego dla własnego widzimisię "bo ja mogę". Musiałem to omówić z menadżerami kopalni, szefem przewodników - którzy powiedzieli mi otwarcie, że bardzo się cieszą z pomysłu i chcą te earthy mieć, ale jednocześnie mają ustalone czasy wycieczek, wyszkolonych odpowiednio przewodników, nacisk na przekaz idzie w stronę historyczno-kulturalną, są wymogi bezpieczeństwa i tego muszą się trzymać. Powiedzmy za dwa tygodnie w grupe zwiedzających znajduje się jeden geocacher i nagle prosi o postój "bo on tu coś dodatkowego ma". I tak razy dziewięć. Dostałbym odmowę, gdybym kierował się regułami EC w tym względzie. Teoretycznie można byłoby zrobić EC jak przy Wieliczce - gdzie akurat z PIGiem pracuję nad serią earthów - strzel zdjęcie z szybem i sprawa załatwiona. Wiele osób tak tego EC zaliczyło, choć w kopalni nie było. Uważam, że te osoby, którym rozwiązanie zabrzańskich FTFów nie odpowiada, nie muszą tego tak logować - ale jednocześnie mogłyby mieć zrozumienie dla innych. To był event, i spotkaliśmy się tam głównie dla kopalni i wykładów, nie dla ftfowych statsów. Spójrzcie proszę na matrixy, z którymi jest podobna sytuacja: mój 365 zbierałem trzy lata. Dzisiaj jest masę osób, które logują dopasowując znalezienia jednego dnia do kilku dat. Namieszał w tym sam Groundspeak, bo akcją z sierpnia zeszłego roku nakręcił wyścig szczurów. Byłem sam przy tym, jak niektórzy keszerzy w Wawie rzucali kąśliwym komentarzem, że już im się nie chce tego zbierać, jak dowiedzieli się, że ten i ów natrzaskał tego ponad setkę keszując tak naprawdę co parę dni. Na plus im zaliczam, że sami dalej pracują w pocie czoła na swój własny badgen, ale nie zrobili z tego krucjaty na forum. Ja sam też nie wytykam nikomu palcami, że to sobie przestawił na ten dzień, a tamto na inny. Ba, jak ktoś mnie pyta o zgodę, czy może to zrobić z jednym z moich keszy, daję taką. Są wśród nas ludzie, którzy zbierali to długo, byli u celu, i nagle zmarł ktoś w rodzinie, dziecko wylądowało w ciężkim stanie w szpitalu, firma zerwała kontrakt i wysłała takiego człowieka z dnia na dzień na bezkeszowe antypody. To jest gra, nie jesteśmy tu na polu walki. Zaręczam Wam, że o Carbonie zagraniczniacy mówią bardzo dobrze i nikt nie miałtoli o tych FTFach. To że nie było nas 500 osób, komentowane jest słowami, że event był w rodzinno-przyjacielskiej atmosferze i po raz kolejny okazało się, że jakość, nie liość jest ważna i taka impreza jest dużo przyjemniejsza, niż komercyjna gigantomania (cytuję, to nie moje słowa). Akurat najwięcj dobrych słów płynie z Niemiec, gdzie geocacherzy powoli żygają imprezą na parę tysięcy osób przypominającą targi producentów "geocachingowych". Pamiętajcie też o tym, że często na mega, w zamian za opłatę wpisową - ma to nawet jakąś oficjalną nazwę, ale nie pamiętam jaką, sam uznałem to za chucpę - otrzymuje się "bulietyn" zawierający informacje o keszach, które nie są jeszcze opublikowane, na 24 godziny przed. To taki "plus dla płacących". Mielibyście na coś takiego ochotę? Jeśli ktoś wyraźną informację, że chodzi o kesze "sztygara" przeinterpretował na wszystko, co leży wokół Zabrza, no cóż... to lekkie przegięcie, jakie mu się pewnie odbije czkawką w opinii naszej sceny. To nie były jedyne błędy: niektóre osoby nie uważały przy podanych informacjach, ktoś przekreślił jedną z list obcojęzycznych, bo uznał, że nik się nie zapisuje, to pojadą "nasi". Sporo osób dopisywało kolejne numery dla zjazdu w kopalni, choć było i pisane i mówione, że do windy wchodzą tylko 23 osoby. Jedna grupa nie przyniosła listy i została przesunięta. Niektórym nie pasowało podanie kodu i miejscowości na listach - a jest to wymóg prawny odnoszący się do kopalń, również Guido, choć jest kopalnią muzeum - chodzi po prostu o to, że jak nastąpi zawał, to u góry chcą wiedzić, skąd są potencjalne ofiary. I dla tego muszą to być wpisy tych osób, nie pracownika kopalni. Nota bene, w sobotę wieczorem jeden z chodników został lekko zasypany i chyba obecnie jeden z earthów jest nieosiągalny. Czyli wszystko tam pod ziemią jest wciąż możliwe. Podsumowując, naprawdę nie ma sensu dzielić włosa na czworo. Jak w wojsku: każdy potrafi strzelać, ale snajperów jest tylko kilku. Wykarzcie się, proszę, zrozumieniem i tolerancją, a nie musztrowaniem. Od siebie przepraszam, jeśli Was takim rozwiązaniem rozczarowałem. Pozwolę sobie też dodać, że tej dyskusji nie odebrałem jako krytyki eventu, a tego jednego punktu spornego, nikt się tego nie musi obawiać Jestem bardzo wdzięczny za Wasze wpisy, podziękowania, gratulacje i bardzo ciepłe słowa, jakie otrzymałem. Myślę, że wspólnie postawiliśmy coś wartościowego na nogi.
  9. Dzięki za dobre słowa od tych, którzy widzą, że to jest przede wszystkim "event zorganizowany przez polską scenę" - w sensie, że jest nas na tyle dużo, że ma to rację bytu. I że na zewnątrz kraju nikt nie będzie mówił, że to był "mój" event, tylko że był to event nasz. Panowie, bawicie się trochę w CIA. Nic nie sugeruję (odnośnie opłat). W Górznie zapłaciliśmy za taką akcję po tym, jak zapytaliśmy, w jaki sposób Groundspeak może nas wesprzeć w zwróceniu uwagi na ten event naszych sąsiadów (geokeszerów w krajach graniczących z Polską). Na tematy czeskie z detalami nie będę się wypowiadał, myślę, że o niektórych szczegółach już wtedy przy Górznie dowiedziałem się w ramach pomocy "jak to się robi" a nie po to, by puszczać to dalej i by robiły się z tego "historie niesłychane". Jeśli chodzi o Carbon, zrezygnowałem z takiego rozwiązania, bo jest za drogie. Ja tych pieniędzy nie mam. Sam event organizuję dla fanu (geologia mnie starsznie kręci) i możliwości spotkania z wieloma ludźmi z południowej Polski, których widziałem tu i tam przelotnie, a z którymi chętnie bym się wspólnie pobawił. No i wybrałem na to niesamowicie spektakularne miejsce (i jeszcze nie zawalone turystami tak, jak np Wieliczka). Jak najbardziej również dla tych, którzy przyjadą zza granicy. Oczywiście również dlatego, że Zabrze jako miasto stwierdziło, że geokeszerzy są intereującymi turystami, którzy chcą się dowiedzieć czegoś o tym miejscu, a nie że przyjadą tylko na piwo. Lepiej, że wyszli z założenia by zapłacić za wypasione sale, w których kulturalnie będzie można wysłuchać naukowców z PIGu, niż gdybyśmy mieli to mieć z megafonu w parku. To że zagraniczni gracze reagują powoli jest oczywiście związane z językiem wykładów - no ale nie znalazłem źródła, które opłaciłoby przyjazd i pobyt czeskiego czy niemieckiego naukowca. Co innego jest pogadać po angielsku z przygodnie spotkanym geokeszerem na dużym evencie, co innego wysłuchać popularno-naukowego wykładu. Pokazuje to już sam fakt miernego rozwoju earthów w Polsce, kiedy trzeba było na ten temat korespondować z geoawarami z USA. Jeśli chodzi o wsparcie "góry", która się earthami zajmuje, a więc GSA, to na stronie earthcache org widać taki link "events", i tam link do Carbonu jest obecny od dnia publiakcji listingu i oznaczony jako pierwsza europejska impreza tego typu. Eventów earthcachowych było w europie już sporo, ale tego statusu nie miał żaden. Dadoskwino, napisałem Ci, mam nadzieję, w kulturalny i dość dobrze tłumaczący sposób mailem z konta geoawarowego, dlaczego skasowałem "write note". Obecnie wykasowałem też pozostałe, jeszcze raz tłumacząc, dlaczego (i byś nie miał wrażenie, że trafiło to tylko Twój wpis). Logi są do logowania, forum do wypowiedzi. Fajnie jest napisać, że nie lubi się nacisków by dać fejwa, ale myślę, że nie fajnie było napisać w logu - co dalej tam stoi - że "Świetna sprawa i dobry patent na ominięcie problemu 161m". 161 m to nie problem, a reguła naszej zabawy. No już teraz powiem to oficjalnie, bo nie chcesz pewnych faktów łączyć, że ten wpis (ale i parę write notów od innych) spowodowały dyskusję, która doprowadziła do archiwizacji tego i paru innych earthów (w Krakowie, Warszawie i Szczecinie, oraz odrzucenia podobnych w Gliwicach, Zabrzu i Sosnowcu). Ze stała za tym praca tak ownerów, jak moja - bo ja prowadziłem korespondencję, dlaczego warto by spróbować takie coś puścić online - nie przyszło Ci pewnie do głowy. Osobiście sam trochę naiwnie podeszłem do tej sprawy, wychodząc z założenia, że scena krakowska ucieszy się z jedynego takiego eartha na świecie. I pewnie wielu tak to widziało. Ale, jak to się trafia, nie zawsze jest tak, że kesz zostanie nadszarpnięty ideowo i ląduje w archiwizacji przez marudzenie jakiegoś obcokrajowca. Czasem uwalą go lokalsi. Oczywiście nie winię tu Ciebie. Komentarzy podbramkowych było więcej - i wciąż wychodzę z założenia, że wszystkie były napisane spontanicznie, bez jakieś negatywnej intencji. Tylko skoro już tutaj KrystianT wstawia pytanie z trzema znakami zapytania, choć sam nie postawił na nogi żadnego eventu, nawet takiego mini-mini, ale "wie lepiej", tak te komentarze wywołały niezdrowe skojarzenia. "Wina" spada na mnie, miałem jak najbardziej prawo do tego, by już na początku napisać, że taki EC nie przejdzie. Natomiast zapaliłem się do pomysłu, zmotywowałem autorkę, a sam zająłem się nawijaniem na wsparcie swojego rodzaju "testu". No i na koniec dostałem w czapę, że puszczam, a potem uwalam. Robota reva nie polega jednak na tym, by wszystkim dookoła tłumaczyć, dlaczego jedna sprawa się rypła. Wierz mi, wytłumaczyłem to właścicielce w dobry sposób. Ochkarolu, dobrze, że Cię poznałem osobiście, bo dzięki temu wiem, że Twoich wypowiedzi nie trzeba traktować jako stuprocentowych docinków, tylko że masz poczucie humoru czasem balansujące na granicy. Ale nie ukrywam, że poirytowały mnie wypowiedzi typu "ściema", czy że "sami Polacy są logującymi". Jesteśmy w końcu w Polsce, co? Na pierwszych trzech "International EarthCache Event", jakie miały miejsce w USA i gdzie była poza Jankesami garstka Kanadyjczyków, też nikt nie pisał, że jaki to event "międzynarodowy" skoro byli tam ludzie tylko z tych państw i w dodatku mówiący tym samym językiem. Mamy już paru obcokrajowców, są Szkoci, Niemcy, Czesi, Słowacy, Holendrzy, nawet gracze z USA - ale jak najbardziej pozostaną mniejszością, głównie ten event jest nasz. Ze europejski czy międzynarodowy, oznacza przede wszystkim, że wszyscy mogą się na nim zjawić. Przypusczam, że gdyby nie było informacji, że sporo keszy tradycyjnych pojawi się w Zabrzu, to niejeden z naszej sceny też by może nie przyjechał. No i skoro zdobyłeś tych 10 EC, a do jednego miałeś parę trafnych uwag - to nie nawijaj, że Cię aż tak nie interesują. I co ważne, nie oznacza to, że już wszystko o nich wiesz. Są wśród nich takie, które zapierają dech w piersiach - tak jak wśród tradycyjnych, multaków czy zagadek. Ok, spadam kończyć moją robotę, a potem chyba wybiorę się na rower, bo pogoda jest zbyt piękna, by tylko siedzieć w domu. Chciałbym jedną sprawę bardzo wyraźnie podkreślić - nie jestem zainteresowany sprzeczkami i żadnego geokeszera nie traktuję jako jakiegoś wroga publicznego nr 1. Przez samą organizację tego eventu mam tyle roboty, że tą jedną wypowiedzią okradłem sam siebie z czasu. Plomba może Wam zdradzi w Zabrzu, ile maili - głównie jego - i mnie kosztowało samo dogadanie coina eventowego. Najśmieszniejsze jest to - że jego "być albo nie być" jest zależne wyłącznie od ilości chętnych. Jeśli będzie za mało, nie będzie coina. To też pokazuje, jak delikatną i małą sceną jesteśmy. Nie jest też tak, że za wszelką cenę chcę pokazać, by ktokolwiek miał "obowiązek" bycia na tej imprezie - to jest wciąż zabawa. Ale jestem też człowiekiem z krwi i kości i irytuje mnie rzucenie w eter paru słów, które są trochę od czapy i pewnego rodzaju novum - bo pierwszy raz widzę, by jeden geokeszer sugerował, że event drugiego jest do bani. Miłego weekendu Wam życzę
  10. Liebe GC-Freunde aus... meinem Lande letztes Jahr waren einige von Euch in Polen beim ersten polnischen Mega in Górzno. Ich war einer im Orga-Team. Die Ecke scheint unter den deutschsprachigen Geocachern immer beliebter zu werden, denn oft bekomme ich Emails, in denen ich danach gefragt werde, wo man übernachten sollte oder wo ein Ruderbooot/Kajak auszuleihen sei. Fragt ruhig weiter Dieses Jahr nahm ich mir vor, das erste "geologische Mega" in Europa zu organisieren. Als einem Deutschen in Polen, und dem EC-Reviewer in diesem Land, schaut man mir natürlich besonders genau auf die Hände Dennoch läuft es ziemlich gut. European EarthCache Event findet am 21.06 in Zabrze, im Herzen Schlesiens, statt. So viel ich weiß, berichtet darüber Ende dieses Monats in der neusten Ausgabe das Geocaching Magazin. Zum Event werden in Zabrze ca 45 traditionelle Caches (darunter ~8 Letterboxen), ~12 EarthCaches publiziert. Möglicherweise erscheinen auch ein paar Lab Caches, im Gespräch ist ein kleiner Power Trail; doch hier werde noch verhandelt. 4-5 Wissenschaftler des Polnischen Geologischen Institutes werden auf Englisch und Polnisch geologische Vorlesungen halten. Darunter einer, der bewies, dass Dinos ein Federkleid trugen; und ein anderer, der wiederum die weltweit ältesten Spuren eines Tetrapodes fand. Beide publizierten darüber im "Nature". Gibt es genug Gäste aus Deutschland, so verspreche ich, dass es auch eine Vorlesung in unserer Sprache, auf Deutsch, geben wird. Quize für alle Altersgruppen wird es auch geben. Die Gewinner bekommen deutsche, englische und polnische Publikationen aus dem Bereich der Geologie. Die deutschsprachigen Publikationen sind natürlich für Euch gedacht. Es gibt noch andere Geschenke, aber darüber... können wir uns auch vor Ort unterhalten. Der Höhepunkt des Events: Wir machen eine Untertage-Wanderung im Bergwerk Guido und sahnen dort ein paar unterirdische EarthCaches ein. Die Stadt Zabrze organisiert am Ende des Tages ein Jazz-Konzert für uns. Jedenfalls möchte ich nicht all das Zeug, das auf Deutsch publiziert wurde, zurück nach Hause schleppen Somit lade ich Euch herzlichst ein Übernachten lohnt es sich im Hotel Diament, denn dort finden alle Vorlesungen statt und es ist recht nah am Bergwerk Guido. Solltet Ihr hierzu Fragen haben, schriebt einfach, ich werd regelmäßig diesen Tread besuchen. Auf der separaten Event-Seite wählt lieber die englischsprachige Version. Ich hab beide Hände voll zu tun, und an der Stelle, verzeiht, komm ich ein wenig in Verzug. GC4XTZ2 - 1st European EarthCache Event PS. An den Forum-Admin: Ich hoffe, ich hab`s an der richtigen Stelle platziert, ansonsten bitte ich um Korrektur/Umzug. Danke im Voraus!
  11. Przez przypadek zauważyłem ten wątek i jak zwykle w takich kwestiach, nie bardzo wiem, czy załamać ręce czy się uśmiechnąć pod nosem. Mam wrażenie, że koledzy OchKarol i Dadoskwina odrabiają zaszłyszane ploty, albo jeden skasowane przeze mnie wpisy dysuksyjne w listingach jednego z ostatnich EC a drugi coś, co uznał za fakt dokonany. Skoro już się podaje że "Jedz ryby. Ryby to pokarm dla mózgu" to coś kiepsko z tymi "owocami morza". Zeby otrzymać pozwolenia na nazwanie eventu "International EarthCache Event" czy "European EarthCache Event" należy w evencie zagwarantować wykłady geologiczne i utrzymać jego przekaz w stylu popularno-naukowym. Takiego eventu dotąd w Polsce i w Europie nie było. Nie cytujcie mi tu proszę zasłyszanych wypowiedzi, mam własną korespondencję z GSA na ten temat. Musiałem się nieźle napocić, żeby przeskoczyć wymogi, jakie z tego powodu postawiono. Natomiast "oficjalne wsparcie", Dadoskwino, polega na tym, że płacisz groundspeakowi i wtedy wyświetla on za poważną kasę graczom w sasiednich krajach informacje o takowym evencie. Każde kliknięcie brzęczy w skarbonce i po jej wyczerpaniu ogłoszenie znika. Niezależnie od tego, czy ten ktoś lognął will attend czy nie. Myślę, że zainteresowanym wpadło w oko, iż oficjalnych souvenirów za urodziny earthcachowe czy międzynarodowy dzień earthcachingu jak dotąd nie ma. Nie spodziewam się więc, mi HQ nagle to zacznie promować. Pomimo tego mam od nich feedback, że cieszą się z tej imprezy i że odbędzie się w Polsce. Last but not least: centralą earthcachy jest nie Groundspeak tylko Geological Society of America. Oni go wymyślili i do nich prawnie należy. Nie jest nawet keszem, a edukacyjnym programem geologicznym. Polecam więc zasadę "najpierw pomyśl, potem pisz". A skoro "ściema", to jak najbardziej konsekwentne jest nie logowanie udziału. Tylko obawiam się, że nikt z tego powodu nie będzie płakał.
  12. Karol, my się chyba tu nie sprzeczamy, hm? Działka, jaka działka? Pani Jadzia, jak ją nazywasz, ma coś z tego: ludzie, którzy przychodzą na event kupią gorącą herbatę albo kolację czy obiad. Rubeus też nie pisze nic o właścicielach czy historii restauracji w jakiej się spotykają ludzie na jego eventach. Poza tym to są reguły, jakie ustalił Groundspeak, nie Kashubian czy Silesian. Gdyby to było tak zawiłe, to nie mielibyśmy żadnych eventów, a jest ich od groma.
  13. Istotne tu jest zresztą w jakim charakterze dana instytucja event wspiera. Mam tu dobry przykład z własnego podwórka: tutaj Politechnika Krakowska występowała w roli partnera, a moze raczej organizatora naukowego - i ani Silesian ani centrala Groundspeaka nie widzieli nic zdrożnego w publikacji logo uczelni i jej jednostek patronujących spotkaniu. Natomiast tutaj Politechnika jest po prostu sponsorem spotkania i jako taki jest wymieniona, ale Galician zwrócił mi uwagę, ze przy takim charakterze współpracy logo nie może być zamieszczone, a ja od tej decyzji nie miałem najmniejszego powodu się odwoływać. No właśnie, i sprawa załatwiona. Nie jest to nic niemożliwego.
  14. Nie rozumiem: czyli region ma Tobie pomóc, ale chrzanić region? I jak coś robisz za darmo, to jesteś frajerem? No to ciekawe nastawienie. Ja mam jakiś procent czasu wolnego, który mogę wstawić w takie działanie. A mój styl organizacji polega na tym, że jak chcę zapewnić coś więcej, to szukam tych, którzy ponoszą koszty i których zadaniem jest wesprzeć dobre pomysły. Co ja z tego mam? Satysfakcję i to ogromną, jak wspomnę uśmiechy i wpisy osób, które były na 10-tych urodzinach EC i nie mniejszą satysfakcję, kiedy słyszę, że polskie EC są bardzo wysoko oceniane w innych krajach. Nie wiem czy wiesz, ale dwóch głównych gości zajmujących się earthcacheami, w tym ich twórca, ma w ramach swojej pracy dla Geological Society of America zupełnie inne zadania. Jeden jest odpowiedzialny za edukację, drugi jest rzecznikiem prasowym tego Towarzystwa. Cały program - bo earthcache to program edukacyjny stworzony przez GSA czyli na nasze "Amerykańskie Towarzystwo Geologiczne" - ma rocznie do dyspozycji tyle, że akurat starcza z bólem na serwer, stronkę, i parę prezentów, jakie wysyłają organizatorom większych eventów earthcachowych (przy czym, gdybym te parę rzeczy uczynił głównymi nagrodami w Wawie, to 4 osoby dostałyby bardzo bardzo skromne upominki). Resztę robią gracze i garstka wolontariuszy. Rzuć okiem na strone earthcache.org tam obecnie są nawet nicki graczy, którzy zrobili prywatną ściepę na wsparcie tego programu. Wszyscy oni kochają earthcache. Jestem pewien, że żaden z nich nie czuje się frajerem.
  15. Nie, można to różnie interpretować, ale w błędzie nie jestem. I powiem Ci dlaczego. Pracowałem swojego czasu na stanowisku gdzie, chciałem czy nie, musiałem kierować 30 Europejczykami z 8 krajów i lekko poand 400 Azjatami. Nie wszyscy nawet mówili po angielsku. W zasadzie odpowiadałem głową za produkt, tankowiec, wart 44 miliony dolców. I zwodowałem go tak, jak nikt wcześniej tak wielkiego statku nie zwodował. Jestem logistykiem z zawodu, dziennikarstwem zająłem się po raku, bo mi nie pozwolono pracować tak intensywnie jak pracowałem wcześniej. Jeżeli chcesz coś postawić na nogi, i trzymasz się konsekwentnie reguł, jakie nakresla Ci Twoje doświadczenie, to dasz radę. Możesz szukać wsparcia i na mały event, ale nie jest powiedziane, że to uczyni go jakimś specjalnie odjechanym. Możesz też duży event zorganizować posługując się po prostu dobrą logistyką - siadasz, nakreślasz plan, dzwonisz i dogadujesz się z instytucjami lub urzędami, które chcą coś zrobić, a nie tylko nawijają. I tylko z tymi. Zakładasz, że Ty masz z tego fun i satysfakcję, a oni turystów. Ale to tylko w przypadku dużego eventu. Bo czy 20 osób więcej przyjdzie do muzeum czy na lodowisko albo do jakiegoś lasu, to nie ma dla urzędnika w mieście takim jak Wa-wa żadnego znaczenia. Sadzenie lasu, jakie swojego czasu zorganizował Yahoo czy ostatni event na lodzie od Yuriko wymagały zezwolenia tych pierwszych i frekwencji gości na tym drugim. Takich małych ale ciekawych eventów mamy pełno w Polsce.
  16. Nie wiem, czy takie pytania i maile mają sens - moim zdaniem niepotrzebnie zabierają czas reviewerom. O linkach do innych instytucji czy firm już dawno była mowa w regułach (nawet tych starych). Nie wolno ich wklejać w tekst. Jeśli wspiera kogoś instytucja naukowo-badawcza, to można ją ująć w "podziękowaniu" lub podać na koniec jako źródło z którego się korzystało. Np w earthcachach ownerzy często opierają się na publikacjach dotyczących badań naukowych danego miejsca. Pomimo tego można to zrobić tekstem, nie linkiem. Natomiast pytanie dotyczące wsparcia eventu jest dziwne. Na event na który przychodzi 15-30 osób takowego nie potrzeba. W zasadzie jest to spotkanie towarzyskie, najczęściej przy tzw kotlecie, nie ma tam jakiegoś programu, tylko jeśli jedna wspólna atrakcja/zadanie (np podczas CITO). Z kolei przy evencie na którym zjawia się 100 czy 450 albo i więcej osób, nie można powiedzieć graczom "spotykamy się w kawiarni". Kto na tym się zjawi? Trzeba mieć program, pomieszczenia, niekiedy spełnić wymagania bezpieczeństwa i parę innych kwestii. Gdyby mi Muzeum Geologiczne powiedziało że mam zapłacić za salę i wykłady naukowców albo nagrody podczas eventu styczniowego, musiałbym niestety zrezygnować. Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, ile kosztuje np taka geoda, jaka była główną nagrodą. Zasponsorował ją naukowiec bądący jednocześnie jednym z ważniejszych autorów książek popularyzujących geologię w Polsce oraz podręczników geologii. Zrobił to od siebie, dla fanu, tak jak my czasem dla fanu idziemy sadzić las czy sprzątać park. Nikt z nas nie jest mecenasem tej gry. Z drugiej strony w takiej sytuacji Muzeum nie robi żadnych przelewów, tylko podejmuje decyzję, że impreza promuje geologię a jednym z zadań instytutu jest właśnie jej promocja, że pomysł został dobrze opisany i zabawa ma sens. Gdzieś sobie to odhaczają, że ten naukowiec dostaje zwrot kosztów podróży, a sala jest udostępniona dla gości. Problem takiego zapytania odbieram bardziej jako kwestię chęci zarobku. Bo jeśli organizuje się duży event, wystarczy postawić sprawę jasno: potrzeba wsparcia, partnerów, ale trzeba im powiedzieć: nie będziecie mieli z tego żadnej reklamy, a na portalu GC nie zostaniecie wymienieni, bo gra tego zabrania. Region ma coś z tego i odwiedzalność turystyczna. Reklamę, sponsoring czy partnerstwo można wymienić na osobnej stronie dużego eventu. Tak robią wszyscy i Groundspeak zdaje sobie z tego sprawę. Stąd praca nad taką imprezą jest długa: w Czechach czy Niemczech średnio grupa kilku-kilkunastu geocacherów pracuje nad tym nawet ponad rok.
  17. hanbei

    2000

    na te wilki, które my spotkaliśmy, szczepionki nie potrzeba Zdjęcie kończące naszą zabawę
  18. hanbei

    2000

    Wiekie dzięki! Bonus na te 2 kafle i z powertraila był niesamowity, bo po drodze napotkaliśmy watahę wilków. Niezapomniane przeżycie! No i górznieński las zimą dużo bezpieczniejszy: zero kleszczy. A ja właśnie kończę kurację po letnich odwiedzinach: 4 tygodnie antybiotyków przeciw boreliozie.
  19. Lista jest dobrym pomysłem, powymieniać możemy się na koniec lub w przerwach, ale raczej byłoby dziwnie, gdyby zaczęło się sortowanie podczas jednej z programowych prelekcji
  20. hanbei

    1000

    Serdecznie gratuluję, Yuriko - i wielkie dzięki za Twoje wsparcie Spider, również Tobie za "cierpliwe działania w terenie"
  21. Może ktoś wykasował loga, ale ja nie widzę takiego wpisu 'Found It' Tam nigdy nie było takiego wpisu, że głupie ale pomimo tego loguję. Odwiedzający miejscówkę keszer z wrażenia lub rozbiegu wpisał niechcący zamiast "write note" "found it". Ponieważ miał wtedy mało znalezień, i przypuszczałem, że nie zna się jeszcze na wyborze typu wpisu, napisałem mu, że jeśli nie znajdujemy, to piszemy właśnie albo "write note" albo "didnt find". Odpisał a, przepraszam, nie wiedziałem, już poprawiam i zaraz było po sprawie. Jak to z humorem napisał Umberto Eco: gdyby Jack the Ripper stwierdził, że swoje czyny popełnił pod wpływem inspiracji podczas lektury Ewangelii, moglibyśmy przyjąć, że jego interpretacja Nowego Testamentu była co najmniej dziwną.
  22. Czasem jest i tak, że trail sam w sobie nie pokazuje żadnych ciekawych punktów/miejsc, ale coś ciekawego dzieje się obok. Miałem tak na trailu przy Kanale Kilońskim. Kesze, to zupełnie nieisnpirujące pojemniczki po filmach, zawieszone na rzepach przy latarniach sygnałowych kanału. No ale idąc widziałem masę ciekawych jednostek; okręty wojenne, feedery, masowce, ba, holowniki z Gdańska, a nawet jak się potem okazało prywatny megajacht (to statki pełnomorskie, z tym, co rozumiemy pod pojęciem "jachtu" nie mają nic wspólnego), który przez Bałtyk trafił do swojego odbiorcy. Poniewarz trzepnąłem się z długością trasy (byłem tam zawodowo i spontanicznie, jako że miałem wolny dzień, podjąłem decyzję bez zbytniego przyglądania się, ile liczy trasa), okazało się, że musiałem zrobić 32 km na piechotę (nie ma tam mostów, trzeba przejść trasę pomiędzy dwoma miejscami obsługiwanymi przez promy), co udało mi się chyba w jakieś 12 godzin. W grudniu, więc w pewnym momencie przyjemność była zupełnie innego wymiaru, i o niej dość dobrze wyraził się Lonely. Jeśli chodzi o zdobywanie w teamie, jak to opisał Toczy, 3-4 osoby jadą autem, jeden kieruje, reszta się zmienia przy szukaniu, również jestem zdania, że to ok. Weźmy przykład z realnego życia: jeśli praca w teamie się nie liczy, to nie ma samochodu, który stworzył jeden inżynier - czym więc jeździmy? Kupą części? Natomiast dream-team: ja w Norwegii, ktoś inny w Słowacji, a konto mamy wspólne, jest dość dziwna, żeby nie powiedzieć stuknięta. Osobiście założyłem osobne konto i dla siebie i dla moich córek. Nie macie pojęcia, jak często pytają, ile mam ja, ile one, ile mama, ile mamy razem - a teraz już nie mogą się doczekać swojego 200-nego kesza (choć jako 6-ciolatki z zerówki wiedzą jedynie, że to duuużo i dość okrągła liczba
  23. hanbei

    Matrix w Polsce

    Z rozmachem to zakończyłeś Cons, Chłopaku!
  24. Yo, Ruby, cons za Twoje złote zasługi i nie mniej złote zdobycze
×
×
  • Create New...