Porównanie do wystaw sklepowych nietrafione. Tam wiesz, że jak nie zapłacisz, to nic nie dostaniesz. Jak już porównujemy, to porównałbym do tych sprzedawców ulicznych, co kiedyś byli popularni. Chodzili tacy po rynkach i po innych zatłoczonych miejscach. Zaczepiali przechodniów, wciskając im do ręki perfumy i mówiąc: "to jest prezent dla pana, zupełnie za darmo może go pan sobie wziąć". Przechodzień zadowolony, że dają mu darmowe rzeczy, więc dawał się wciągnąć w rozmowę. Za chwile okazywało się, że perfumy rzeczywiście za darmo, ale najpierw trzeba kupić inny zestaw za 100 albo więcej złotych. Od wielu lat już nie spotkałem tego typu naciągaczy. Pewnie przez to, że ludzie nauczyli się z nimi walczyć. Jak dostawali perfumy w "prezencie" to je brali i odchodzili. Naciągacz był na straconej pozycji, bo przecież powiedział, że daje w prezencie. Sam nie próbowałem. Słyszałem jedynie, jak po takiej akcji naciągacz ze łzami w oczach błagał, żeby mu jednak oddać te perfumy, bo sam będzie musiał za nie zapłacić.