Podczas podróży do Rzymu w Katowicach kazano nam otworzyć garmina i pokazać, co za "ogniwa" są w środku. Po zobaczeniu zwykłych paluszków garmin poszedł dalej, ale musiałam pokazywać zapasową baterię do aparatu. Natomiast w drugą stronę miałam kilka coinów, o których zapomniałam w kieszeni i nie schowałam do bagażu głównego, ale nikt się ich nie czepiał.
Dość dziwnie to może wyglądać, że ktoś podchodzi do drzewa, coś wyjmuje, coś robi i odkłada na miejsce. Strunówki też wyglądają podejrzanie.